Mam tak samo, jak Wy
Ostatnio po raz kolejny przeszłam przez historie Izraelitów opisującą ich wyjście z Egiptu. Trzeba przyznać, że było ono co najmniej spektakularne! W końcu przejście suchą stopą przez rozdzielone wody Morza Czerwonego to jest coś, prawda? Czytając, za każdym razem zastanawiam mnie jednak postawa Izraelitów wobec całego ogromu znaków wykonanych przez Boga. Jako mała dziewczynka byłam niemal oburzona tym, jak szybko Lud Wybrany przez Boga zaczynał narzekać, okazywać nieposłuszeństwo i zapominać o Bożych cudach. Teraz już wiem, że nie tylko Izraelici mieli z tym problem. Ileż to razy ja sama zbytnio skupiam się na nowo powstałym problemie, zamartwiam i przejmuję się. A przecież Bóg już dziesiątki razy rozwiązał w moim życiu o wiele większe problemy.
Przydługi scenariusz?
W wielu dziedzinach doświadczam ogromnego błogosławieństwa Bożego. Mam jednak sprawy, które wciąż czekają na Boże rozwiązanie. I nawet jeśli moim zdaniem nadszedł już czas na ich rozwiązanie, to wciąż czekam. Opcji może jest naprawdę wiele… Mam męża, ale nie mam pracy. Jestem zdrowa, ale nie mam męża. Mam męża i dzieci, ale… Można tak wymieniać w nieskończoność. Z pewnością moglibyście dodać wiele po swoim „ale”.
Ten wpis miał być na zupełnie inny temat. Jednak Bóg poruszył moje serce wersetem z Psalmu 50, 14-15:
„Złóż Bogu ofiarę dziękczynną
i wypełnij swe śluby złożone Najwyższemu,
wtedy wzywaj Mnie w dniu utrapienia:
Ja cię uwolnię, a ty Mnie uwielbisz.”
Cud wart czekania
Dla mnie dziękowanie Bogu w obliczu różnych trudności jest aktem wiary, posłuszeństwa i zaufania. To również doskonały sposób, by przyjąć postawę odwrotną niż ta, którem czasem zdarzała się Izraelitom – postawę wdzięczności za to, co już się wydarzyło. Kiedy masz problem, ale zaczynasz dziękować Bogu, odwracasz swoją twarz od „sidła” i zwracasz ją w stronę naszego Kochanego Stwórcy, który aż nie może się doczekać, by w końcu udzielić Ci pomocy. Jednak nasze drogi nie są Jego drogami. Dlatego czasami musimy zaczekać na nasz cud.
Najlepszy Reżyser
Na cud nawrócenia mojego taty i rzucenia przez niego palenia czekałam całe 10 lat. Mój tata palił praktycznie odkąd pamiętam. W miarę jak dorastałam coraz bardziej rozumiałam, jak niszczący jest to nałóg. Wówczas w moim sercu pojawiło się gorące pragnienie, by tata był wolny. Wiedziałam, jak z ludzkiego punktu widzenia będzie to bardzo trudne. Jedyne co mogłam robić, to modlić się. Robiłam to całą sobą. Modliły się też inne osoby. I tak rok po roku. Nie widziałam żadnych zmian. Ale usilnie trzymałam się Bożych obietnic. Niejako „trzymałam” Boga za słowo cytując na głos to, co napisał w Biblii na temat wytrwałej modlitwy. W tamtym czasie w mojej rodzinie nie wszyscy byli nawróceni. Tata był jedynie sympatykiem chrześcijaństwa. Czasami przyłączał się do wspólnego czytania Biblii i modlitwy, ale nic poza tym. Nastoletni brat przeżywał kryzys, właściwie w każdej możliwej dziedzinie życia, zmagał się z wieloma problemami i nie za bardzo widział drogi wyjścia. I wówczas mój tata zrobił coś, czego nikt by się nie spodziewał. Zadeklarował swojemu synowi, że rzuci palenie prosząc Boga o łaskę, by pokazać mojemu bratu, że zmiana nawet najgorszych nawyków z Bogiem jest możliwa. To był moment głębokiego nawrócenia mojego taty. To był moment, kiedy mój brat okazał głęboką skruchę przed Bogiem i dziś jest pełnym pasji dla Boga młodym mężczyzną. To był również moment, kiedy moja mama, który nawróciła się w naszej rodzinie jako pierwsza, wreszcie mogła spojrzeć na swojego męża jako duchowego przywódcę rodziny.
Radość tryumfu
Zajęło to 10 lat. Czy przez te 10 lat naprawdę nic się nie działo? Wierzę, że w rzeczywistości duchowej trwała cały czas ogromna walka, napędzana naszymi modlitwami. Kiedy to piszę, mam łzy w oczach. Ponieważ Bóg nie tylko spełnił moją prośbę. On zrobił o wiele więcej. Przemienił serca członków mojej rodziny, doprowadził do ich głębokiego nawrócenia. Z perspektywy czasu wyraźnie widzę, jak Bóg wykorzystał tą sytuację, by zakorzenić moją wiarę, nauczyć mnie wytrwałej modlitwy i patrzenia z nadzieją w przyszłość. W lutym minie już 5. rocznica odkąd mój tata nie wziął do ust papierosa. Jak sam mówi, stało się to jedynie dzięki łasce Boga.
Powiedzieć Wam coś zabawnego? Dla uczczenia pierwszej rocznicy rzucenia palenia postanowiliśmy z rodzeństwem zrobić dla taty filmik z tej okazji. Poprosiliśmy jego przyjaciół o powiedzenie kilku słów gratulacji do kamery. Mój brat nagrał nawet wójta naszej gminy, który pogratulował tacie i wezwał go do dalszego trwania w tym postanowieniu. A w montażu tego filmiku poprosiłam o pomoc Mariusza, mojego kolegę ze studiów. Okazało się to być świetną okazją do odnowienia naszej znajomości. A dziś jesteśmy świetnym małżeństwem! 🙂
Nie mogę i nie chcę zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Czekam jeszcze na wiele cudów, ale w sercu mam te wszystkie, które już się wydarzyły i to buduje moją wiarę. Bo Bóg nigdy się nie spóźni. W każdej dziedzinie życia ma dla nas zaplanowane zwycięstwo. On nas uwolni, a my Go uwielbimy!
fot. Jakub Grabowski