12. Przez żołądek do serca…
Przed ślubem moja przyszła Teściowa udzieliła mi kilka rad, w jaki sposób postępować z mężczyznami a przede wszystkim z jej synem. Poradziła mi dać mężowi chwilę odpoczynku po jego powrocie z pracy, następnie podać mu smaczny obiad i dopiero potem poruszać ważne dla mnie kwestie. A jeśli na jakiejś sprawie naprawdę mi zależy, powinnam ugotować absolutnie ulubiony obiad. I choć granica pomiędzy subtelnym kobiecym postępowaniem a wyrafinowaną manipulacją jest dość cienka, to muszę potwierdzić słuszność tej rady! I choć nigdy nie gotowałam czegoś dla Mariusza z czystym wyrafinowaniem, naprawdę dostrzegam do jakiego stopnia smaczne posiłki są istotne dla mężczyzn. Nie twierdzę, że dla wszystkich, ale jak to Mariusz ujął: jedzenie jest dla mnie tym, czym dla ciebie są kwiaty. Jakbyś się czuła, gdybym ich ci nie kupował? Tyle tylko, że kwiaty dostaję zdecydowanie rzadziej;) I choć umiałam gotować przed ślubem, naprawdę musiałam przywyknąć do tego, że o określonych porach dnia muszę podać trzy smaczne posiłki, a czasami nawet jakiś deser. Muszę – chcę, ponieważ to jeden z lepszych sposobów na to, by okazać miłość Mariuszowi.
11. Siła przyzwyczajeń
U nas nie ma kłótni o przysłowiową deskę od toalety. Zgadzamy się co do tego, że ma być zamknięta i kropka. Jednak każde z nas ma jakieś przyzwyczajenia, które są wyzwaniem dla drugiej strony. Przez kilka miesięcy oduczyłam się na przykład zostawiania klucza w zamku. Któregoś razu Mariusz wrócił wykończony po kilkudniowej delegacji i nie mógł się dostać do mieszkania przez prawie 30 minut. Tak, zostawiłam klucz w drzwiach, miałam na głowie słuchawki i całą sobą słuchałam muzyki. Mariusz się zirytował, ale że kocha, to wybaczył:D On z kolei zostawia różne części swojej odzieży w dość osobliwych dla mnie miejscach. Na swoim komputerze ma idealny porządek, ale jeśli chodzi o mieszkanie, nie jest to już dla niego tak ważna kwestia. Po roku czasu myślę, że niektóre nawyki, o ile nie są naprawdę szkodliwe, trzeba w tej drugiej osobie po prostu zaakceptować. A reszta jest już kwestią obustronnych dobrych chęci.
10. Nie mów Mężowi wszystkiego…
Tak, dokładnie tak jak powyżej. Dla nas, kobiet, rozmowa ma charakter terapeutyczny, uwalniający. Daje nam siły do działania, ładuje emocjonalne baterie. A mężczyźni są nią po prostu zmęczeni. Po ślubie przeprowadziłam się do nowego miasta, a moje najbliższe przyjaciółki zostawiłam w odległości prawie 300 km. Oczywiście, są telefony, jest internet. To jednak nie to samo. Do tego pandemia spowodowała, że częstsze wyjazdy w odwiedziny nie były po prostu możliwe. Na 12 miesięcy małżeństwa 4 minęły mi bez pracy. Miałam więc dużo czasu i mało kontaktów międzyludzkich. Dzielny Mariusz starał się jak mógł, ale jak tu z facetem rozmawiać o butach? Dlatego w sposób celowy zaczęłam zacieśniać pewne relacje, częściej też widywałam się z siostrą i mamą. Wyszło nam to wszystkim na dobre. Mariusz był szczęśliwy, bo z jednej strony nie musiał słuchać aż tylu moich emocjonalnych opowieści a z drugiej byłam w o wiele lepszej kondycji psychicznej. Co oczywiście przełożyło się pozytywnie na nasze małżeństwo.
9. Randki same się nie zrobią
Tak, to było moje bardzo duże zaskoczenie… Wciąż czujemy się w sobie zakochani, nie mamy jeszcze jednak dzieci. Mógłby więc ktoś pomyśleć, że nasze życie po pracy to nieustająca romantyczność. Cóż, w dużej mierze jestem marzycielką,ale myślę że nawet mi szybko znudziłaby się taka rzeczywistość. Potrzebny jest jednak czas tylko dla nas, kiedy to nie musimy omówić budżetu na najbliższy miesiąc, podziału obowiązków czy listy zakupów. Żyje się jednak w takim tempie, że takie aktywności trzeba po prostu zaplanować. Moja Mama dała mi przed ślubem bezcenną radę: jeśli zależy Ci na czymś, zainicjuj to. Nie możesz oczekiwać, że druga strona się tego domyśli.
Dlatego staram się coraz częściej mówić wprost o moich pragnieniach, oczekiwaniach. Co nie zawsze jest dla mnie takie łatwe.
8. Bóg zawsze zacznie ode mnie
Tak, było kilka takich sytuacji, kiedy błagałam Boga, żeby zmienił Mariusza. Żeby mój Mąż był dla mnie bardziej czuły, wyrozumiały, częściej coś robił. Nie powinnam być zaskoczona odpowiedzią Boga, bo za każdym razem była taka sama. “A w jaki sposób ty przyczyniłaś się do tej sytuacji. Co możesz w sobie zmienić?” Tak, to jest właśnie umieranie dla samego siebie. W takich sytuacjach najczęśniej jeszcze przez kilka minut zaciskam zęby i walczę sama ze sobą, ale potem poddaję się. W końcu życie z belką w oku nie należy do najprzyjemniejszych…
7. Foch to cios
Jak wyżej… Zdarzyło mi się kilka razy nabrać wody w usta i krązyć po mieszkaniu wewnętrznie nabuzowaną do granic możliwości. A niestety, kiedy Mariusz pytał co się dzieje, przeważnie odpowiadałam, że nic – tak, to jeden z tych klasyków kobiecych…
Któregoś wieczoru, już po tym jak się pogodziliśmy, mój Mąż wyznał mi, jak z jego perspektywy wygląda sprawa przysłowiowego focha. To tak jakby w każdym momencie mogło nastąpić bombardowanie, ale ty nie jesteś w schronie. Okropna jest również niewiedza, dlaczego jest się w ogóle w takiej sytuacji. Bo taki facet naprawdę nie wie, co zrobił nie tak. Nie wyczuwa naszych emocjonalnych niuansów. Wyczuwa za to, że coś jest nie tak, ale nie może temu zaradzić. I to też go frustruje. Dlatego staram się coraz jaśniej komunikować swoje potrzeby, emocje. Cóż, przysłowiowy foch nie jest wart swojej ceny. Po fakcie zawsze jest mi głupio, że zachowałam się na tyle niedojrzale i egoistycznie.
Na drugą część moich przemyśleń zapraszam Was już w kolejnym tygodniu!