Żleb Drège’a znajduje się w okolicy Orlej Perci. „Widać, jak na przestrzeni kilkuset metrów zbiega łagodnie w dół, a gdzieś niżej, gdzie żleb się kończy – błyszczy tafla Czarnego Stawu. Biada jednak turyście, który by zaufał tej drodze i począł nią schodzić. Początkowo istotnie nie napotka żadnych trudności, potem już nieco gorzej, ale wciąż jeszcze będzie mu się dobrze schodziło poprzez niewielkie progi skalne, oddzielające od siebie połogie części trawiasto-piarżystego żlebu. Wreszcie żleb zaczyna się robić bardzo stromy, a na koniec urywa się olbrzymim, przewieszonym kominem. Sto osiemdziesiąt metrów niżej widnieją piargi doliny, a dalej – tak bliski; a jednocześnie tak daleki – Czarny Staw”*.
Każde zejście ze szlaku oznaczonego przez Boga, nie przyniesie dobrych skutków. To, co początkowo wygląda jako łatwiejsza droga do celu, może okazać się śmiertelną pułapką.
Żleb wziął swoją nazwę od pierwszego turysty, który w nim zginął – Jana Drège’a (22 sierpnia 1911). Jan i jego dwie siostry zgubili oznaczony szlak kiedy zapadł zmierzch. Zaczęli schodzić żlebem. Gdy pojawiły się trudności, Jan polecił siostrom, by zaczekały, a sam zaczął schodzić dalej szukając drogi. Udało mu się jeszcze ześlizgnąć po zboczu kilkadziesiąt metrów z dół. Zginął w wyniku upadku w przepaść. Jego siostry spędziły noc w miejscu, w którym je zostawił i rankiem wróciły na szczyt, gdzie znalazły szlak, który poprowadził je bezpiecznie do Zakopanego.
Jeżeli zgubiłeś Boże drogowskazy, nie szukaj po omacku. Przeczekaj aż ciemność minie a potem wróć na szlak.
Kolejny wypadek w żlebie Drège’a zdarzył się trzy lata później. Znowu trójka turystów – rodzeństwo Maria i Bronisław Bandrowscy oraz ich znajoma Anna Hackebeilówna – zabłądziła i dała się skusić łagodnym zejściem żlebu. Mimo, że Bronisław znał Tatry, ta sytuacja tak go zaskoczyła i skołowała, że nie umiał się odnaleźć w przestrzeni.
W naszym chrześcijańskim życiu też zdarzają się takie sytuacje. Mimo, że jesteśmy przygotowani, coś nas zaskoczy (np. niespodziewane zwolnienie z pracy, kłopoty finansowe, choroba czy śmierć bliskiej osoby). I w tym zaskoczeniu możemy stracić Boży szlak.
Zagubieni turyści postanowili spędzić noc w miejscu, w którym zaczęło robić się trudniej i następnego dnia wzywać pomocy. Anna zginęła kiedy postanowiła szukać drogi w dół. Kiedy słuchałam historie o żlebie, ten wypadek był w moim odczuciu najbardziej tragiczny. Kilka razy wybrzmiało w niej zdanie, że turyści bez problemu mogli wrócić na szczyt Granatów i tam znaleźć szlak, który by ich bezpiecznie sprowadził z gór.
Jeżeli zagubiłeś Boże drogowskazy, nie szukaj drogi po omacku. Zostań w tym miejscu, w którym jesteś i wołaj do Boga, On Cię na pewno usłyszy. A potem wróć do punktu, w którym ostatnio widziałeś Boży szlak, w którym Bóg ostatnio do Ciebie mówił.
Dramat tej trójki turystów na tym się nie skończył. Maria i Bronisław nie wiedzieli o śmierci przyjaciółki i dalej czekali na pomoc. W pewnym momencie postanowili zacząć dalej schodzić w dół, szukając pomocy na własną rękę. I w ten sposób znaleźli się w pułapce, z której nie było już możliwości wrócić do szlaku.
Jeżeli zgubiliśmy Boży szlak to zapuszczanie się dalej drogą, którą sami obraliśmy jest najgorsza rzeczą, jaką możemy zrobić.
Bronisław obwiniał się o cała tą sytuację, nie umiał sobie z nią poradzić i popełnił samobójstwo rzucając się w przepaść.
Jeżeli jesteśmy bardzo długo daleko od Bożych drogowskazów, zaczynamy mieć totalnie niewłaściwe myśli – o sobie i o Bogu. Możemy wpaść w spiralę wstydu oraz samopotępienia i dać się okłamywać diabłu, że „dla mnie już nie ma powrotu, Bóg na pewno mi nie wybaczy tego, co zrobiłem”.
Maria też myślała już o samobójstwie. Została jednak w ostatnim momencie uratowana przez taterników, którzy tak naprawdę cudem ją odnaleźli. Turyści bowiem nawet nie zostawili w pensjonacie, w którym mieszkali, żadnej informacji gdzie się wybierają.
W naszym chrześcijańskim życiu niezwykle istotne jest, byśmy mieli co najmniej jedną zaufaną, dojrzałą w wierze osobę, z którą regularnie będziemy dzielić się tym, co się u nas dzieje – zarówno w życiu osobistym, zawodowym jak i w służbie – by ktoś nas wspierał na co dzień i zauważył kiedy potrzebujemy pomocy.
Na koniec chciałam Ci opowiedzieć o wypadku młodej studentki, Joanny Stencówny, która wybrała się na samotną wędrówkę Orlą Percią z zamiarem dojścia do Granatów (8 sierpnia 1954). Jej wyprawa zakończyła się tragicznie ponieważ nie zachowała podstawowych zasad bezpieczeństwa w górach. Uparcie chciała przejść cały wyznaczony sobie szlak bez rozeznania, czy jest to mądra decyzja, czy nie jest on zbyt ambitny na tak późną porę. Joanna mogłaby uniknąć śmierci, gdyby tylko znalazła się w żlebie nieco wcześniej – wówczas spotkałaby tam taterników, którzy by ją ostrzegli bezpiecznie sprowadzili do domu.
Czasami gubimy Bożą ścieżkę z własnej ignorancji. Musimy regularnie badać nasze serce, czy nie wkradła się do niego pycha, bo to prosta droga do upadku. Czy nie jesteśmy tak przekonani o swojej duchowej sile, że ignorujemy podstawowe zasady duchowego BHP (np. idziemy gdzieś służyć bez wcześniejszego przygotowania poprzez modlitwę). Nie możemy zapominać, że diabeł krąży wokół nas jak lew ryczący, szukając kogo by nie pożreć.
Zejście z Bożej drogi nigdy nie będzie dla nas dobre, dlatego musimy pilnować jej na każdym etapie naszego chrześcijańskiego życia – czy to dopiero nasze początki podążania za Bogiem, czy jesteśmy chrześcijanami od wielu lat. Czy to nasza pierwsza wyprawa w „wysokie góry”, czy jesteśmy już „zaprawieni w bojach”, musimy pilnować się przed ignorancją i brawurą.
Jeden z moich ulubionych wersetów pochodzi z Psalmu 23:
„Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
Ps 23, 3
przez wzgląd na swoje imię.”
Bóg dla każdego z nas wyznaczył drogę. Tak jak górskie szlaki, jest on dla nas gwarancją bezpieczeństwa. Chociaż czasem może nam się ona wydawać dłuższa lub bardziej skomplikowana niż „alternatywa”, którą widzimy obok, jest ona właściwą.
Czasem, kiedy nie jesteśmy wystarczająco uważni, możemy nawet nie zauważyć, że zeszliśmy ze szlaku. Tak bardzo dajemy się pochłonąć sprawom dnia codziennego, że zaczynamy się mniej modlić, „nie znajdujemy czasu” na napełnianie się Bożym słowem. Więc zamiast czasu na prawdziwe rozważenie fragmentu na dany dzień, tylko szybko go przeczytamy, żeby odhaczyć ten punkt z listy zadań. A potem ześlizgujemy się dalej w dół i w ogóle zapominamy o czytaniu. Tak jak w żlebie Drège’a: im dalej jesteśmy od Bożej ścieżki, tym trudniej będzie nam wrócić.
Zachęcam Cię byś zweryfikował, czy na pewno jesteś na Bożym szlaku. Jeżeli potrzebujesz „mapy” do codziennego podążania za Bożymi wskazówkami, zachęcam Cię byś wziął udział w przygotowanym przez Magdę Wołochowicz Wakacyjnym Mailowym Studium Biblijnym „Mądrość na co dzień” i razem z nami, w ciągu tych wakacji, przestudiował całą Księgę Przysłów.
*https://goryiludzie.pl/2015/10/zleb-dregea-smiertelna-pulapka-bez-wyjscia.html, dostęp 2.07.2022.
Zdjęcie: Widok na Granaty i Żleb Drège’a z Karbu, zasoby własne autorki.