Brat Andrzej pochodził z małego Holenderskiego miasteczka. Jego ojciec był kowalem a ich rodzina była najbiedniejsza w okolicy (tak pisał w swojej książce „Boży Przemytnik” Brat Andrzej). Jego rodzina była wierząca, jednak w dzieciństwie Brat Andrzej – tak jak wielu nastolatków współcześnie – tylko dobrze się kamuflował. Ponieważ nie mieścił się z rodziną we wspólnej ławce w kościele, zamiast zająć miejsce gdzieś dalej, wymykał się z niego po kryjomu. Całe nabożeństwo spędzał na dworze, zimą – ślizgając się po zamarzniętych kanałach, latem siedząc na polach. Zawsze wracał jednak w odpowiednim momencie, by usłyszeć rozmowy wychodzących z kościoła wiernych, dzięki temu później w domu aktywnie włączał się w rodzinne rozmowy na temat kazania.
Od dziecka ciągnęło go do przygody, dlatego w czasie II wojny światowej uprzykrzał życie Niemcom (m.in. nasypał cukier do baku samochodu, rzucał petardy). Jako młody człowiek zaciągnął się do wojska, by walczyć o holenderskie kolonie w Indonezji. Ta wyprawa zakończyła się dla niego nie tylko postrzeloną kostką, ale też ogromną traumą psychiczną, którą „leczył” alkoholem.
W czasie rekonwalescencji wybrał się z innymi weteranami na spotkanie ewangelizacyjne. Nie kierowały nim żadne chwalebne pobudki, ale tylko nuda i to, że zaprosiła ich ładna dziewczyna. Po drodze w autobusie zdążył się nawet upić razem z kolegą i błaznowali przez całe spotkanie. Jednak Bóg dotarł do jego serca przez, zdawać by się mogło, niepozorną pieśń o wyjściu Izraelitów z Egiptu. Słowa mówiącego o wypuszczeniu na wolność, stały się modlitwą i jego życie zmieniło się o 180 stopni. Jego serce wypełnił głód Boga, zaczął wręcz pochłaniać Biblię i chodzić do kościoła – nie tylko w niedzielę i na wszystkie nabożeństwa w tygodniu w swoim miasteczku, ale też jeździł po całej okolicy, by każdego dnia tygodnia być na nabożeństwie.
Dla Boga nie ma znaczenia status społeczny Twojej rodziny, stan Twojego konta ani to, w którym momencie swojego życia zdecydowałeś się ogłosić Go Panem i Zbawicielem.
Od tej pory Br. Andrzej zaczął wiernie podążać za Bożym prowadzeniem. Czymś co w niezwykły sposób ukształtowało jego dalsze życie, był wyjazd na szkolenie dla misjonarzy do Wielkiej Brytanii. To była przede wszystkim szkoła zaufania do Boga – także w dziedzinie finansów.
Najbardziej niesamowitą historią jest to, jak Bóg zatroszczył się o tort na spotkanie przy herbacie – możesz ją sam doczytać w książce „Boży przemytnik” z jego świadectwem. Dla mnie w codziennej służbie Żyj Pełnią Życia okazało się, że o ile oczekuję od Boga bardziej spektakularnych cudów – jak np. domknięcie się budżetu na pierwszą konferencję, kiedy brakowało nam 12 tys. – to wyzwaniem jest zaufać, że Bóg zatroszczy się o „drobniejsze sprawy”. Dlatego porusza mnie bardzo to, że Bóg troszczył się o Br. Andrzeja także w drobnych sprawach życia codziennego. O ile zawarł z Bogiem przymierze, że nie zabraknie mu nigdy pieniędzy za czesne – i Bóg zawsze troczył się o to na czas – to w jego umowie z Panem Bogiem, nie było podpunktu mydło i maszynki do golenia. Pewnego razu kiedy skończyło mu się mydło do prania, a na jego zakup brakowało mu 2 pensów (całość kosztowała 8), Bóg zatroszczył się, żeby w sklepie akurat była promocja. Czyż to nie jest niesamowita Boża wierność?!
Nie potrzebujesz zabezpieczenia w pewnej kwocie finansowej, ale Twoim zabezpieczeniem jest relacja. Bóg to nie zestaw nakazów i zakazów zawartych w Biblii, Bóg to osoba. I to relacja z Nim daje nam prawdziwe poczucie bezpieczeństwa – On jest wierny i nigdy nas nie zawiedzie.
Pewnie przez cały wpis zastanawiasz się dlaczego dałam mu taki tytuł. Czy wiesz jak łapie się małpki? W kokosie drąży się niewielki otwór, na tyle duży, by małpka mogła włożyć do niego łapkę. Do środka wkłada się pieniążek. Zainteresowana małpka wkłada łapkę do środka żeby wyciągnąć to co jest w środku, jednak otwór jest za wąski, by wyjąć łapkę trzymając coś w garści. Niestety uparta małpka nie chce puścić swojej zdobyczy i jest „w potrzasku” mimo, że z łatwością mogłaby się uwolnić.
Dlaczego opowiadam Ci, jak łapie się małpki? Brat Andrzej usłyszał o tej technice jeszcze będąc w Indonezji, ale dopiero po powrocie do Holandii i oddaniu swojego życiu Bogu, był w stanie ostatecznie wypuścić z rąk to, co sam kurczowo trzymał – poczucie winy i nieprzebaczenie sobie samemu.
Czy jest coś, czego Ty nie chcesz puścić? Czy jest coś, nad czym myślisz, że sam musisz mieć kontrolę, jak Twoje finanse czy praca? Może myślisz, że musisz siedzieć w nadgodzinach kosztem czasu dla wspólnoty, rodziny czy własnego odpoczynku? Może twoje plany to świętość i nie dajesz Bogu w nie zaingerować czy to na mała skalę – np. rezygnując z zajęć na siłowni, by spotkać się z jakąś osobą, którą Bóg kładzie Ci na sercu; czy to na dużą – masz już konkretne plany na dany weekend lub tydzień i nagle zostawić wszystko, by pójść na konferencję chrześcijańską, czy pojechać na rekolekcje, o których dowiedziałeś się na ostatnią chwilę. Może kurczowo trzymasz się nieprzebaczenia, bo błędnie wydaje Ci się, że najpierw osoba, która Cię zraniła, musi zrozumieć jak bardzo Cię skrzywdziła, musi a potem przeprosić – zamiast podjąć decyzję woli, że przebaczasz i pozwalasz Bogu, by uzdrowił Twoje emocje?
Bóg chce nas wyprowadzić na wolność. To był cel ofiary Jezusa na krzyżu. Kiedy to my próbujemy kontrolować sytuację, Bóg nie ma pola manewru, bo dał nam wolną wolę. Wypuśćmy to, co kurczowo trzymamy w rękach i pozwólmy się prowadzić – zapewniam Cię, życie z Bogiem jest ekscytujące.
Już teraz zapraszam Cię na kolejny wpis, w którym opowiem Ci o tym jak Brat Andrzej stał się Bożym przemytnikiem i jak, w niesamowity sposób, Bóg go prowadził do różnych miejsc i osób.
Photo by Eirik Skarstein on Unsplash
Open Doors – to założona w 1995 r. organizacja wspierająca prześladowanych chrześcijan na całym świecie. Więcej informacji, kalendarz modlitwa za prześladowanych chrześcijan oraz informacje o wsparciu znajdziesz na stronie: https://www.opendoors.pl
Br. Andrew, „Boży Przemytnik”, Oficyna Wydawnicza VOCATIO, Warszawa 2011, książkę kupisz TU