Cebulka spisana na straty
Moja babcia, która zmarła 2 lata temu uwielbiała kwiaty. Cała rodzina o tym wiedziała. Amarylisa dostała w prezencie chyba od jednego ze swoich braci, ale kompletnie nie pamiętam jaka to była okazja.
Jakiś czas temu moja mama znalazła ten kwiat zapomniany na parapecie w mieszkaniu babci. Została z niego sama zasuszona cebulka. Nikt nie wiedział jak długo nie była podlewany. Mama nawet rozważała jej wyrzucenie bo myślała, że z niej już nic nie będzie. Ostatecznie jednak schowała ją do piwnicy.
Po pewnym czasie odkryła, że – pomimo że nadal jej nie podlewała – amarylis zaczął puszczać nowe pędy. Przyniosła go do mieszkania i zaczęła go pielęgnować a on odwdzięczył się nie jedną a dwiema łodyżkami z pięknymi czerwonymi kwiatami.
Powolne usychanie
Ostatnio spotkałam się z opinią, że ten cały okres pandemii może być czasem, w którym Bóg chce nauczyć swoją zachodnią Oblubienicę indywidualnej wiary. Jako wierzący z kraju, w którym nie ma prześladowania chrześcijan nie musimy chować się z naszą wiarą. Modlić się i czytać Biblii po kryjomu tak, żeby nie zobaczyli nas nawet członkowie naszej rodziny bo mogłoby się to dla nas skończyć pobiciem, więzieniem czy nawet śmiercią. Dla chrześcijan z krajów gdzie są prześladowania, spotkanie z innymi wierzącymi jest czymś wyjątkowym, nagrodą. My natomiast mamy praktycznie nieograniczony dostęp do Mszy świętej, nabożeństw, różnego rodzaju spotkań i konferencji chrześcijańskich. Za to często ciężko nam jest spotkać się z Bogiem sam na sam.
Myślę, że coś w tym jest. Widzę to sama po sobie. Zdarzały mi się takie dni, że kiedy już leżałam w łóżku uświadamiałam sobie, że mimo że to był dobry dzień; mimo że nie marnowałam czasu i cały dzień był wypełniony różnymi obowiązkami i zadaniami, może nawet robiłam rzeczy dla Boga to nie zatrzymałam się nawet na chwile by nakarmić swoją duszę Bożym Słowem, które Bóg przygotował dla mnie na dzisiaj. Zdarzają mi się też takie momenty kiedy uparcie nie chcę z czymś co jest dla mnie trudne przyjść do Boga. Wtedy zamiast pozwolić mu się tym zająć to buduję między nami mur bo przecież „Bóg do tego dopuścił”. Wówczas może i nawet czytam Pismo Święte, ale bardziej z obowiązku niż żeby prawdziwie spotkać się z Panem Księgi.
Kiedy takie dni zamieniają się w tygodnie to nawet nie zauważamy kiedy powoli umieramy duchowo.
W ciszy dokonują się cuda
Żeby Bóg mógł wskrzesić to co jest martwe lub uzdrowić to co jest chore w naszym sercu potrzebujemy skryć się przed światem. Potrzebujemy miejsca w którym będziemy tylko my i Bóg. Potrzebujemy ciszy. Tak jak ten amarylis w piwnicy potrzebujemy niejako odgrodzić się od świata żebyśmy mogli dać Bogu przestrzeń żeby sam zaczął działać w naszym wnętrzu.
Możemy regularnie się modlić lub czytać Pismo Święte, ale nie widzieć żeby Twoje życie się zmieniało. Tak to jest możliwe. Możemy chować się za słowami znanych modlitw i niejako nie dopuszczać Boga ani do swojego życia ani do głosu. Możemy czytać Biblię jak każdą inną książkę, ale nigdy nie zapraszać do tego czytania Ducha Świętego żeby pokazywała nam we fragmentach jakie czytamy prawdy o nas samych.
Żeby Bóg mógł wlać w nas Swoje życie potrzebujemy przyjść do Niego tacy jacy jesteśmy. Potrzebujemy zamiast powtarzać znane modlitwy otworzyć przed nim prawdziwie serce jak przed przyjacielem. I z jednej strony potrzebujemy sami przyznać się do tego co zauważamy i powiedzieć: „Boże to jest we mnie chore, proszę uzdrów to”; „Boże to jest we mnie martwe, proszę wskrześ to”; „Boże z tym sobie nie radzę pomóż mi to poukładać”. Potrzebujemy też stanąć w prawdzie o nas samych i przeprosić Boga za te rzeczy w naszym życiu, które nie oddają mu chwały, te rzeczy do których jesteśmy przywiązani a wiemy, że nie dają nam życia. I powiedzieć: „Boże nie mam dość sił/dość samozaparcia pomóż mi zerwać z tym grzechem/z tym złym nawykiem”. Z drugiej strony potrzebujemy pozwolić by On sam pokazywał nam co w nas jest martwe i co potrzeba wyrwać z naszego serca razem z korzeniami: gdzie jeszcze jest nieprzebaczenie, gdzie jeszcze jest rozgoryczenie, gdzie jeszcze jest zazdrość, gdzie jeszcze jest gniew, co jeszcze nie pozwala nam żyć w pełni i rozkwitnąć. Potrzebujemy by Bóg mógł przyjść ze swoim balsamem i uzdrowić te miejsca w naszym sercu, które są poranione.
W tym czasie izolacji regularnie słucham piosenki „Graves into gardens”, które brzmią im.in.:
„Nie boję się
(…)
Aby pokazać Ci moją słabość
Moje niepowodzenia i wady, Panie, widziałeś je wszystkie
I nadal nazywasz mnie przyjacielem
Bo Bóg góry
Jest Bogiem doliny
Nie ma miejsca, w którym Twoje miłosierdzie i łaska
Nie mogłyby znaleźć mnie ponownie
Zamieniasz groby w ogród
Elevation Worship „Graves Into Gardens”
Zamieniasz kości w armie
Zamieniasz morza w autostrady
Tylko Ty jeden możesz to zrobić
Tylko Ty jeden możesz to zrobić”.
Tak, tylko Bóg może na nowo wlać w nas życie.
Rozkwitasz? Potrzebujesz wsparcia
Historia amarylisa mojej mamy jest dla mnie ilustracją jeszcze jednej rzeczy. Jej troska o ten kwiat nie skończyła się na przyniesieniu go do mieszkania i regularnym podlewaniu. Łodyga z tak obfitym kwiatostanem zaczęła się uginać i potrzebowała podpórki. Więc mama znalazła odpowiedni patyczek żeby go do niej przymocować.
Tak samo my potrzebujemy wsparcie z zewnątrz. Potrzebujemy innych wierzących. Ludzi, którzy będą nas zachęcać, będą się za nas modlić, będą nas wspierać w trudnościach, ale też będą nam zwracać uwagę kiedy zobaczą, że „wchodzimy w krzaki”. Potrzebujemy wspólnoty.
Jeżeli chcesz posłuchać więcej na ten temat koniecznie obejrzyj odcinek naszego vloga: #68 Po co mi wspólnota?
Bóg nie chce żebyśmy zostawali w grobie. Bóg chce żebyśmy z Jezusem zmartwychwstali. Chce żebyśmy byli jak zroszony ogród (por. Iz 58, 11). Bóg chce wlewać w nas życia, ale też jak ogrodnik wycinać to co martwe. Wykorzystaj ten czas izolacji na to by zbudować bliską relację z Bogiem. Pozwól Bogu w tym czasie oczekiwania na Pięćdziesiątnice wykonać niezbędne prace w Twoim sercu.